Leczenie alkoholizmu w Krakowie

SPRAWDŹ NASZĄ OFERTĘ

+48 669 969 209 lub +48 12 625 04 20

Opinie. Listy. Historie.

Strona Główna / Opinie. Listy. Historie.

Agnieszka

00447738413231

Na terapie w Tu i Teraz trafiłam jako pokonana przez nałóg osoba. Bez nadziei na przyszłość, z utraconą godnością i z życiem wiszącym na włosku, trafiłam do miejsca gdzie narodziłam się na nowo. Miesiąc intensywnej terapii, pod opieką  świetnie wykwalifikowanych terapeutów i całego zespołu sprawił, że nie dotknęłam alkoholu od ponad 1.5 roku. Dzięki stosowaniu zaleconych na terapii narzędzi moje życie dzisiaj wygląda zupełnie inaczej. Dobre relacje z rodziną, całkiem fajna praca, spokój i pogoda ducha. Dzisiaj mam ogromną wdzięczność za wszystko, co dostałam w Tu i Teraz. Magiczne miejsce,  które lubię nazywać moim drugim domem.

Pomimo ogromnej odległości, wracam tak często jak tylko mogę, ale już tylko jako gość.

Jakub

501 080 321

Mam na imię Jakub i jestem alkoholikiem.
Do bycia alkoholikiem przyznałem się przed samym sobą podczas pobytu na terapii “Tu i Teraz”.  Od czasów liceum lubiłem pić piwo i towarzyszyło mi ono przez kolejnych 27 lat. Piłem na imprezach, gdy fetowałem sukcesy, gdy przeżywałem porażki, gdy chciałem się zapomnieć, by pobudzić się do działania, by zneutralizować napięcie, i coraz częściej by snuć wizje wspaniałej przyszłości. W ciągu kilku ostatnich lat piłem już tak dużo, że zacząłem kupować piwo skrzynkami. Moje życie wypełniały napięcia, konflikty i zakłamanie. Pojawiły się  kłopoty zdrowotne. Chciałem to zmienić, ale pomimo wielu prób nie potrafiłem przestać pić. Postanowiłem poszukać pomocy. Wybrałem ośrodek “Tu i Teraz”, gdzie od pierwszej rozmowy “konsultacyjnej” poczułem błogi spokój. Zdecydowałem się na podjęcie terapii i była to jedna z najważniejszych i najlepszych decyzji w moim życiu! Wspaniała kadra terapeutów uzależnień i opiekunów – trzeźwiejących alkoholików – pomogła mi zrozumieć czym jest choroba alkoholowa, jak ją zaakceptować, zatrzymać i zniwelować skutki jej działania. A nade wszystko dzięki Ich pomocy wypracowałem plan na moje trzeźwe życie, którym cieszę się każdego dnia od przeszło pół roku. Odzyskałem zdrowy rozsądek, zaufanie Rodziny i Przyjaciół oraz zdrowie psychiczne i fizyczne. Odzyskałem wolność!!!
Zakamycze stało się moim drugim domem,  który odwiedzam nie tylko przy okazji mityngów. Dziękuję. Jakub

Magda 2018

Na terapię do Ośrodka “Tu i Teraz” przyjechałam 12.03.2018r. Minął już rok odkąd nie piję i wreszcie mogę szczerze powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Wcześniej moje życie było prawdziwą męczarnią. Piłam codziennie, użalając się nad sobą i wmawiając sobie, że nic już w życiu nie ma sensu. W pewnym momencie, choć chciałam przestać pić, nie potrafiłam już się zatrzymać…

Terapeuci i inni ludzie, których tu poznałam i którzy otoczyli mnie opieką, dzięki swojemu doświadczeniu totalnie odmienili mój sposób myślenia i nauczyli radzenia sobie z samą sobą. Program, na którym opiera się terapia naprawdę “robi swoją robotę”.

Dzisiaj, gdy alkohol już nie przesłania mi całego piękna tego świata i żyję wreszcie normalnie, chcę po prostu wykrzyczeć wielkie “DZIĘKUJĘ!!!”

Włodek 2016

730 969 299

Ukończyłem terapię w ośrodku Tu i Teraz w marcu 2016 r.
Co mi dała terapia? Spokój przede wszystkim i pewność siebie. Nadzieję. Bardzo ważne jest to, że terapeuci Tu i Teraz mają własne doświadczenie choroby alkoholowej. Byłem wśród “swoich”. A jeszcze byłem pierwszym klientem-ukraińcem na terapii. Powiem tak — alkoholizm nie posiada narodowości, nie było u mnie żadnego problemu ani w komunikacji ani w pobycie. Znakomicie, że terapeuci wspierają po terapii. Wspaniała atmosfera. Polecam.

Grzesiek

+48 608 447 065

…Była to najlepsza decyzja ( chociaż nie do końca moja ) w moim życiu.
Mija właśnie 5 lat.
Żyję jak gość. Nie finansowo ale jestem trzeźwy. Mając trzeźwość mam rodzinę czyli mam wszystko.
Niosę posłanie gdzie mogę ( byłem administratorem grupy na FB ) pomagam w przytulisku dla bezdomnych mężczyzn.
Chodzę przynajmniej raz w tygodniu na miting ( zdarza się jak potrzebuję że i 3 ).Mam kontakt z innymi alkoholikami – w moim Drugim Domu ( bo tak zawsze będę nazywał Zakamycze ) bywam przynajmniej raz na miesiąc. Brakuje mi Ich jak za długo Ich nie widzę.
Chociaż uratowali mi życie i zawsze będą moimi mentorami – teraz traktuję Ich jak rodzinę.
Cud się stał – 12 lat picia poszło w zapomnienie ( chociaż nigdy nie zapomnę kim jestem ) – Anioły pomogły – ja włożyłem trochę pracy i jest jak jest…
Jest fajne…

Przeczytaj moją historię “Tam gdzie pomagają Anioły…” w rubryce “Historie alkoholików”.

Teresa

12 644 60 82

Każdemu polecam Ośrodek TU I TERAZ. Wyśmienita kadra specjalistów, ciepła, rodzinna atmosfera, troska o pensjonariuszy i świetne warunki mieszkalne. To właśnie dzięki temu OŚRODKOWI, szczęście wróciło do mnie a mąż po miesięcznej kuracji, obchodził teraz pierwszą rocznicę swojej trzeźwości!! Życzę Wam jak najlepszych wyników w tej tak bardzo pożytecznej i potrzebnej pracy.
Teresa Śledzińska – żona Antoniego

Agata

+48 669 529 642

Jestem osobą współuzależnioną. Mój mąż przez wiele lat borykał się z chorobą alkoholową, aż w końcu po jednej nieudanej terapii trafił do Ośrodka „TU i TERAZ” i od dwóch lat jest trzeźwym alkoholikiem. Terapia zmieniła nasze życie całkowicie. Jesteśmy szczęśliwą rodziną, w końcu w naszym życiu jest miłość, radość, spokój i szacunek. Mąż stał się zupełnie innym człowiekiem, wróciły normalne, rodzinne relacje ze mną i naszymi córkami. Żaden problem nie jest już problemem, tylko kolejną sprawą na liście do załatwienia. A Ja? Ja również się zmieniłam. Regularnie uczęszczam na spotkania grupy wsparcia dla osób współuzależnionych i wiodę szczęśliwe życie u boku człowieka którego kocham i choć mam świadomość jego choroby, to również posiadam wiedzę jak sobie z nią radzić i jak żyć z człowiekiem chorym na chorobę alkoholową.

Alek

+48 534 279 580

Nie ma się czego wstydzić. Trzeba się przyznać samemu sobie że jest się chorym. Można nawet nie zdawać sobie sprawy z tego że jest się chorym na chorobę straszną, chorobę śmiertelną. Ale to jest jedna jedyna choroba śmiertelna z którą można żyć, żyć szczęśliwie i wspaniale. Wystarczy tylko nie pić…… nigdy nie pić, ani jednego łyka alkoholu. Sam nie przestaniesz. Nie dasz rady. Zaufaj tym co potrafią Ci pomóc i tym którzy doświadczają nowego życia. Szczęśliwy bo żyję.

Ula 2010

+48 663 344 999

Nikt nie domyśla się nawet ile bólu, ile lęku kryje mały przyjazny uśmiech, udawany spokój. Nikt nie widzi łez w smutnych oczach gdy na moment odwracam głowę, gdy przez chwilę jestem sama, prawdziwa. Współuzależnienie to też choroba. Z arsenału ról i masek wybieram tą, która najlepiej pasuje do otoczenia i sytuacji. Mistrzyni kamuflażu. Nikt nigdy nie odkrył mojego cierpienia. Oskar za dwadzieścia parę lat mistrzowskiej gry aktorskiej. Nagle wszystko się zmienia, mąż chce zmienić swoje życie. Telefon i przyjazny głos: Terapie Tu i Teraz, słucham, mam na imię Wacek i od tego wszystko się zaczęło. Jedziemy, ja pełna nadziei, mąż pełen obaw ale chyba szczęśliwy, że podjął tę decyzję. Świat nieśmiało nabiera barw. Pierwsze spotkanie i rozmowa z Wackiem, która przynosi spokój i ukojenie, umacnia wiarę w to, że tym razem będzie dobrze, że zaczyna się nasze nowe życie. Jestem Ci wdzięczna Wacku za Twój uśmiech szczery i jasny, za nadzieje, która nie gasła, za pocieszenia i mądre słowa co zapadają w rozum i serce. I za to na Przyszłości miejsce.

Jestem również wdzięczna za możliwość spotkań z innymi osobami współuzależnionymi, z żonami i mężami alkoholików. W tym czasie kiedy mój mąż ma cotygodniowe spotkania z osobami będącymi po terapii w klinice TU i TERAZ, ja mam swoje spotkania z innymi współuzależnionymi, które dają mi nadzieję, siłę i radość. Spotykam osoby, które wiedzą o czym mówię, bo przeżyły i przeżywają to samo co ja.

Przemysław

+48 501 331 833

Co tu dużo pisać, moja najlepsza inwestycja w siebie! Za tydzień minie dwa lata jak delektuje się pięknym zżyciem bez alkoholu! Dziękuję i pozdrawiam!

Urszula 2012

+48 607 860 830

Szczęśliwe życie, młodość, miłość, mąż, żona i dziecko. Marzenia przyszłości, dobre, pełne wyzwań, śmiałe i nagle niezauważenie, powoli lecz stanowczo osuwanie się w picie. Nie chciałam wiedzieć i widzieć, jak każdy chciałam być szczęśliwa, nie wyszłam przecież za mężczyznę pijącego. Koszmar picia opisywany na tysiące sposobów. Cierpienie w samotności, bo przecież to wstyd. Udawanie kogoś innego. Przebudzenie oczywiście tylko moje. Bóg czuwa, teraz to czuję, ale nie wtedy gdy bywa dobrze, bo to zawdzięczamy samym sobie. Biorę więc byka za rogi, bo: ?Kochać i tracić, pragnąć i żałować padać boleśnie i znów się podnosić krzyczeć tęsknocie: precz i błagać: prowadź- oto jest życie: nic, a jakże dosyć. Bo chcę żyć i ratować kochanego człowieka. Zatracam własną tożsamość, niczego nie chcę dla siebie. Uczę się krok po kroku, muszę poprowadzić go ku wyzdrowieniu. Nie mam nawet świadomości, że to choroba. Znajduję ludzi, instytucje, literaturę. Brnę przez ten swój koszmar. Lekarze, szpitale, zaszywanie, hipnoza, odtrucia, odtrucia, i co? Prawie nic, bo to tylko ja chcę a mój alkoholik upada i upada. Światełko w tunelu, są terapie, na których uczą żyć od nowa. Jedna terapia, druga terapia, znowu terapia… Prostuje się ale upada… Gdzie do diabła jest Bóg i dlaczego na to pozwala? Może i czemuś jestem winna ja, ale moje dziecko? Bóg przygląda się i kieruje. Następna terapia, ludzie mówią, że ta jest dla najbardziej opornych. Terapia „Tu i Teraz”, o Wacku mówią, że jest najlepszy. A więc próbujemy, bo ja tracę już siły. Mój alkoholik ma już dosyć swojego picia, umęczony umysł, ciało, dusza, zgadza się dosyć łatwo. On na terapii a ja próbuję odzyskać siebie i radość życia. Spotykam ludzi takich jak ja, obolałych, doświadczonych piciem męża, rozumiemy się w pół słowa. Zdumienie, że nie jestem sama z tym. My naznaczeni alkoholizmem z wiarą, że można nie pić i żyć! Uczepiona ludzi, którzy tu bywają i trzeźwieją razem z alkoholikiem. Trzeźwienie jest tak samo trudne i bolesne jak picie ale finisz jest inny… Spokój, trzeźwy dom, radość i iskry, nawet dziecko wybacza. Trzeźwy ojciec to ojciec prawdziwy. Ja wiem kim jestem dzięki terapii męża, grupie wsparcia i Wackowi, człowiekowi z Misją. Moja rodzina jest szczęśliwa, mijają już dwa lata trzeźwości męża. Mądry, dobry, szlachetny człowiek , alkoholik. Życie nabiera nowych wartości, Bóg czuwa i czuwał. Dzięki mu za to, że zaprowadził nas do „Tu i Teraz”.

Bogdan 2009

+48 697 794 517

W „TU i TERAZ” mogłem na nowo odzyskać wiarę w samego siebie oraz nadzieję, radość i uśmiech na każdy kolejny dzień. Życiem nie rządzi przypadek i nic w życiu nie dzieje się przypadkowo.

Zuzia

Mój partner oraz ojciec byli na terapii w “Tu i Teraz”, partner nie pije od roku, mój ojciec 12 lat. Szczerze polecam to miejsce, poza wspaniałymi osobami, które prowadzą klinikę oraz terapeutami panuje tam cudowna energia, do której chce się wracać. Dziękuję Wam za pokazanie moim bliskim, nowej drogi do lepszego życia.

Marysia 2008

Mam na imię Maria i jestem alkoholiczką. Każdy chory człowiek ma prawo do godnego leczenia. Dla mnie najtrudniejszy był ten pierwszy krok. Dziś to wiem, że był to krok do wolności. Dzisiaj jestem wdzięczna Bogu, że trafiłam pod skrzydła terapii „Tu i Teraz”. Bo na terapii dowiedziałam się, że alkoholizm jest chorobą i że można go jak każdą inna chorobę leczyć. Dostałam narzędzia, drogowskazy oraz wiedzę jak sobie radzić w życiu bez alkoholu. To na terapii dowiedziałam się, że nareszcie ktoś mnie rozumie i że nie jestem sama. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, osoby współuzależnione, zyskałam wielu wspaniałych przyjaciół. Wiem, że skoro udaje się innym ludziom (poznałam wielu ludzi z wieloletnim stażem trzeźwości) to i ja mam wielką szansę być trzeźwa po wsze czasy. Dziś nie wstydzę się swojej choroby, dobrze mi się z nią żyje, chodzę z podniesioną dumnie głową. Jestem bardzo wdzięczna założycielowi ośrodka za stworzenie tego magicznego miejsca. Miejsca ciszy a jednocześnie pełnego magicznej mocy, miłości, serdeczności i ciepła rodzinnego. W każdy czwartek mogę spotkać się ze znajomymi właśnie tutaj, a to daje mi wiarę , że kroczę odpowiednią drogą. Bardzo wdzięczna Marysia.

Sebastian

33 lata

Dzięki terapii znalazłem spokój, dostrzegłem błędy, których wcześniej nie zauważałem, poznałem mechanizmy uzależnienia, narzędzia do walki z alkoholizmem i wspaniałych ludzi z podobnym problemem. Na chwilę obecną jestem przekonany, że terapia doskonale przygotowała mnie do dalszego podążania drogą trzeźwego życia ale ostateczny rezultat pokaże życie. Polecam klinikę dlatego, że jestem przekonany o skuteczności terapii prowadzonej w „Tu i Teraz”.

Paweł

37 lat

Gdybym miał polecić komuś ośrodek najpierw opowiedziałbym jak wspaniały człowiek prowadzi ten ośrodek. Terapeuci nie dość że posiadają ogromną wiedzę to sposób przekazu odnosi rewelacyjne skutki, panuje tzw. domowa atmosfera. Pacjenci są otoczeni bardzo miłą opieką, człowiek nie czuje się tutaj samotny, nie jest sam ze swoim problemem . I najważniejsze ? nie wolno zwlekać z przyjazdem do „Tu i Teraz”.

Michał

21 lat

Stałem się innym człowiekiem. Spokojnym pewnym siebie. Dużo się dowiedziałem o chorobie alkoholowej. I tego na co zwracać uwagę i o co dbać aby żyć trzeźwo. Polecam za: rodzinną atmosferę, wspaniałe wyżywienie, profesjonalizm terapeutów.

Paweł

40 lat

Terapia dała mi nowe spojrzenie na otaczający mnie świat i problemy, które okazały się mniejsze i nie godne pocieszania a wręcz zapijania alkoholem. Terapia dała mi możliwość poznania mojej choroby i narzędzia do walki z nią. Dała mi też pewność, że wszystko można lepiej załatwić bez alkoholu poprawiając znacząco radość życia. Taką terapię mógłbym polecić wielu potrzebującym osobą z uwagi na ciepło całego personelu, wielką ich troskę oraz przyjaźń. Ponadto za godne traktowanie każdego pensjonariusza oraz fachowe podejście terapeutów do jednostkowych problemów każdego z nas.

Maciek

U WACKA BYŁEM PÓŹNĄ WIOSNĄ 2010R. Wiosna była późna, dla mnie jesień. Od 3 lat, chociaż nie zawsze jest łatwo, wiosnę mam w sobie. To jak słowa piosenki: Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie.

Małgosia

Mam na imię Małgorzata i jestem alkoholiczką. Dzisiaj szczęśliwą alkoholiczką. W czerwcu minęło trzy lata odkąd nie piję. To na terapii w „TU i TERAZ” dostałam szansę na odzyskanie wolności, odzyskanie szacunku do siebie i miłości do ludzi i życia. Miałam spełnić tylko jeden warunek: nie pić. W „TU i TERAZ” dzięki Wacławowi, innym terapeutom, wielu życzliwym ludziom osobom i atmosferze jaka tu panuje wyzbyłam się obsesji picia, która mnie zabijała. Ten Dom, w którym odzyskałam trzeźwość, jest moim drugim Domem, może nawet tym Pierwszym. Przecież tutaj już w pełni świadomie, urodziłam się na nowo.

Marian

Miałem za sobą kilka nieudanych prób wyjścia z choroby. W Ośrodku „TU i TERAZ” dostałam to, czego przez kilkanaście lat mi brakowało. Zrozumiałem swoje uczucia, nauczyłem się ich, odzyskałem spokój i wiarę w siebie, przepędziłem demony przeszłości, nabrałem pewności, rozwagi, pokory, nauczyłem się sam siebie i najważniejsze odkryłem na nowo Bożą pomoc. Nie byłem łatwym człowiekiem, ale teraz z każdym dniem staję się lepszym, pogodniejszym człowiekiem, doceniam uroki trzeźwego życia, ponieważ można, da się, wystarczy szczerze chcieć, a pomogło mi w tym to rewelacyjne miejsce i ludzie tam pracujący z oddaniem. Chcę stawiać śmiałe kroki na przód, Tobie też się uda

Tomasz

Miejsce w którym zdarzają się cuda. Jeżeli masz problem to nie zastanawiaj się ani minuty dłużej. Ta terapia zmieniła moje życie, teraz wiem czym jest ŻYCIE.

Mariusz

Witam. Jestem przykładem, że można nie pić. Tu i Teraz mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że uratował mi życie. Na terapię trafiłem dzięki żonie, będę jej wdzięczny do końca życia, moje szczęście polegało na tym że przyjechałem do Ośrodka TU i TERAZ. Dziękuję bardzo za profesjonalną opiekę wszystkim pracownikom. Trzeźwy i szczęśliwy od 16-stu miesięcy.

Krzysztof

Bardzo mi pomogli w terapii alkoholowej! Do ośrodka przyjechałem 6 lipca 2019 r., zostałem ciepło przywitany z czego się bardzo cieszę. Kilka dni później miałem już sporo przyjaciół. Bardzo jestem wdzięczny personelowi oraz grupie, która mnie wspierała. Pomagały mi też mitingi w TU i TERAZ oraz w OSIECZANACH z czego jestem bardzo zadowolony. Polecam to miejsce — wróciłem do domu zupełnie odmieniony!

JESTESCIE WIELCY! Dziękuję za pomoc! Pozdrawiam.

W trakcie terapii każdy klient Ośrodku ”TU i TERAZ” otrzymuje niezwykle listy – członkowie jego rodziny piszą do pijanej i do trzeźwej osoby. W tych wzruszających listach dużo cierpienia i żalu, miłości i troski. Naszym zdaniem te Listy są ważną częścią terapii alkoholizmu, ponieważ tworzą prawdziwy obraz niszczycielskiego działania alkoholu przede wszystkim w rodzinie.

Listy do brata

List do pijanego brata

Piszę do Ciebie, bo brakuje mi już sił i cierpliwości, aby mówić. Mam nadzieję, ze przeczytasz ten list, kiedy będziesz mniej pijany, by móc tego listu nie odrzucać. Ostatnio coraz trudniej do Ciebie jest mówić, gdyż wszystko ignorujesz, albo do Ciebie to po prostu nie dociera, bo alkohol izoluje Cie od normalnego świata.

Piszę, bo ciągle wierzę, że w którymś momencie zrozumiesz, że jesteś na beznadziejnej drodze donikąd. Choć mówisz, że lepiej się zapić na śmierć i mieć spokój. Mam nadzieję, że w to nie wierzysz i mówisz tylko, żebym się odczepił.

Popatrz na świat wokół Ciebie, jak on wygląda. Gdzie Ty sam jesteś, a gdzie są różni Twoi znajomi, których łączy jedno – alkoholizm. Są dwie grupy. Ci, którzy przestali pić i żyją w spokoju, pracują, czerpią z życia ile się jeszcze da. Są , a w zasadzie byli Ci, którzy nie umieli pokonać alkoholu i on ich pokonał. Znałeś ich wielu. Mam nadzieję, że widzisz beznadziejność i bezsensowność ich życia i samej śmierci. Sam wiesz, jak bardzo masz już zniszczone zdrowie, jak niepewna jest Twoja sytuacja w pracy. Na koniec i nam – rodzeństwu – braknie już sił i wtedy zostaniesz prawdziwie sam. I dołączysz do tej drugiej grupy.

Proszę Cię, nie załamuj się i nie odrzucaj żadnej szansy na zmianę, choć Ci się wydaje, że już żadnej szansy nie ma. Zawsze szansa jest i Ty znasz wielu takich, którym się udało, choć było podobnie trudno jak Tobie. Cały czas mówisz, że musisz sam pokonać alkohol, ale nie dajesz rady. Nie dasz rady sam pokonać alkoholu. Ale sam możesz sobie pomóc zgadzając się na leczenie. Mówisz, że Ci wstyd wracać ponownie na leczenie, że już nie wierzysz w powodzenie, bo dwa razy Ci się nie udało. Ale czy ktokolwiek mówił Ci ile masz szans? Każda Twoja walka ma sens. Choćby na krótko się udało, to tez ma wielki sens. Także dla nas – bo to daje chwile oddechu dla nas. Życie koło Ciebie dla nas też jest bardzo trudne – zrozum to. Nie ma dnia żeby nie myśleć o Tobie, co się z Tobą dzieje. Czasami brakuje odwagi żeby przyjechać i zobaczyć co u Ciebie – trudno potem normalnie funkcjonować albo zasnąć. Weź pod uwagę, że Twoje zachowanie odbija się na nas i na naszych rodzinach. To nie jest tylko Twoja sprawa.

Tyle razy nam opowiadałeś o kolejnych rocznicach abstynencji swoich znajomych. Wiem, że im zazdrościsz. Wiem, że chcesz przestać pić, ale to jest trudne. Musisz najpierw pokonać swój wstyd, a później pokonasz alkohol. Ale jesteś w takim stanie zdrowia i psychiki, że bez pomocy fachowców, a przede wszystkim ludzi życzliwych, nie pokonasz sam alkoholizmu. Nie rozumiem do końca Twojego wstydu. Miałem możliwość poznać wielu ludzi z kliniki TU I TERAZ. Chyba nikomu nie zależy na Tobie i innych chorych tak, jak Im. To mogą być dla Ciebie najlepsze chwile w życiu. Skorzystaj z tego. I pamiętaj, żeby niczego nie odkładać na później. Pamiętasz ile razy żałowałeś drobnych rzeczy, z których zrezygnowałeś ostatnio przez alkohol, a które mogłeś zrobić nawet będąc trochę pijany. Skutek rezygnacji jest zawsze taki sam – zniechęcenie, a później już tylko alkohol.

Wykorzystaj doświadczenie, jakie nam ostatnio strawił los. Choroba i śmierć naszej Mamy zmieniła nasze spojrzenie na ten świat, ale tez spojrzenie na przyszły świat. To nie jest doświadczenie, które nas załamało. Ale dało nadzieję, że nasze zmagania z przeciwnościami mają zawsze sens. To jest bardzo dobra odskocznia do zmiany życia, które Ci może dać jeszcze wiele satysfakcji, ale warunek jest jeden.

Pozdrawiam, ciągle wierzący w Twoją zmianę Zbyszek

List do trzeźwego brata

Piszę do Ciebie z wielką radością i nadzieją, dziękując za to, że podjąłeś walkę. Choć byłeś bardzo pijany w tamtą niedzielę, możliwość, za Twoją zgoda, zawiezienia Ciebie na leczenie dała nam wielkie odetchnienie i uspokojenie. Była to pierwsza od dłuższego czasu noc, kiedy można się było spokojnie położyć spać.

Obecnie, widząc Twoje zadowolenie z siebie, pokój, zupełnie inne myślenie o życiu wierzę, że dokonała się w tobie największa przemiana – chyba większa niż po ostatnich dwóch leczeniach. Sam widzisz ile ostatnio Cię spotkało dobrego. Ile usłyszałeś budujących słów. Ile spotkałeś dobrych ludzi.

Wykorzystaj tą wolność jaką masz obecnie. Nie odkładaj i nie rezygnuj z żadnej rzeczy, którą chciałbyś zrobić. Nie warto. Każda dobra rzecz będzie Cię pociągać do kolejnej, A każdy plan z którego zrezygnujesz, nie będzie Ci dawał spokoju.

Musisz jednak pamiętać o wytrwałości i o zasadach, jakie musisz obecnie przyjąć. Nie możesz mieć żadnego usprawiedliwienia do rezygnacji z jakichkolwiek obowiązków, jakie wymaga abstynencja. A największą siłę będziesz miał, jeżeli znajdziesz koło siebie kogoś takiego jak Ty do niedawna. I komu będziesz próbował pomóc. I będziesz uparty jak my w stosunku do Ciebie.

Choć jesteś sam, co Ci często doskwierało, pamiętaj, że nie nie jesteś samotny. Masz wystarczająco dużo ludzi wokół siebie, żeby nie być samotnym. Musisz umieć tylko z tego korzystać. Masz jeszcze dużo do zrobienia. Ale powinieneś przede wszystkim zacząć korzystać z życia – zacznij od Łagiewnik, kina, i tak dalej. Jest tak wiele miejsc, gdzie możesz pojechać. Przypomnieć dawne miejsca, w których nabierzesz sił do życia. Pamiętaj, że obecnie dla Ciebie jesteś najważniejszy Ty i Twoje zdrowie. Nie praca i jej problemy. Nie warto przejmować się zwykłymi problemami. Do życia nie potrze4ba wiele. Zawsze masz jakieś wyjście, byleś tylko nie pił.

Nie zapomnij o opatrzności, która dała Ci kolejną szansę. Za to musisz codziennie dziękować i prosić o siły do dalszej pracy nad sobą. A wtedy wszystko będzie możliwe i łatwe. I wszystko będzie mieć sens, nawet chwilowe niepowodzenia, które też się zdarzać będą. Ale to wszystko dla zbudowania Twojej wytrwałości.

Pozdrawiam Zbyszek

Listy do mamy

Osoba z przed kilku tygodni

Trudno znaleźć słowa, by opisać to co czuję. Przeklinać nie wypada, a każde inne określenie zdaje się nie oddawać rzeczywistości.

Nie chcę wracać do konkretnych sytuacji, które się nam przydarzyły przez ostatnie lata. Powiem Ci tylko, jak beznadziejnie sie z tym wszystkim czułam.

Najpierw było przerażenie, strach, panika – jeszcze nie wiedziałam ze Twoje zachowanie to skutek zażywania tabletek, picia alkoholu. Widząc Cię słaniającą się, bełkoczącą, myślę, że coś Ci dolega, że umrzesz. Na pewno czułaś kiedyś taki strach. Strach o życie najbliższej Ci osoby. Tutaj jendak zagrożeniem nie była choroba czy nagły wypadek tylko Twój nałóg.

Potem przyszła złość, wsciekłość, może nawet nienawiść. Jak możesz coś takiego robic?! Ty – matka, nasza podpora. Na kogo możemy teraz liczyć, skoro Ciebie nie ma? Po co przyjeżdżać do domu?

Liczę, że coś do Ciebie dotrze, jeśli przestnę sie odzywać i przyjeżdżać… Nic to nie daje… Coraz częściej dzwoni do mnie Julia – zapłakana i przerazona: Słowa Marcina w telefonie “Madzia, bo mama jest jakaś dziwna…”, co mu powiedzieć?

Coraz więcej sytuacji, coraz więcej świadków Twojego upadku. Wstyd, żal, niedowierzanie… Nie wiem co przeraża mnie bardziej – to, co się z Tobą dzieje, czy to, że do Ciebie nie dociera. Rozmawiamy z Tobą wszsycy, Julia, Marysia, Adam, ja. Może jeszcze tata i babcia próbują jakoś na Ciebie wpłynąć. Kazdy ma takie same odczucia – spotykamy ścianę, to n ie jestes Ty. Tępy upór. Tego nie można zrozumieć… Nawet jesli to Ci sie przydażyło- wpadłaś w nałóg, to dlaczego nie pozwalasz sobie pomóc? To jest bardzo dobijające. Próbuję Ci to przekazać w każdy sposób jaki przychodzi mi do głowy – wysyłam Ci historię osób uzależnionych (może znajdziesz tam coś co Ty równiez przeżywasz?), podsyłam strony ośrodków leczenia uzaleznień, staram się pokazywać Ci, że jestes dla mnie ważna, dla mnie i reszty rodziny. Proszę, płaczę, krzyczę, raz nawet Cię wytrzepałam – pewnie nawet tego nie pamiętasz bo miałaś “fazę”. NIC! BEZNADZIEJA!!!

Człowiek ma ochotę się schować gdzieś na końcu świata. Tylko Marcina szkoda. Płacze Julia, płacze Marysia, płacze Madzia.

Ja się jeszcze trzymam. Może rzadziej widzę Cię taką na żywo, może jeszcze wygrywa u mnie złość.

Dobijam się do lekarzy, dzwonię na kolejne infolinie. Boję się coraz bardziej, coraz lepiej rozumiem w jakie gówno wpałaś. Wszędzie podobne stwierdzenia “Musi być dobra wola uzaleznionego” – JAK DO CHOLERY MAM JĄ Z CIEBIE WYKRZESAĆ?!

Zawarłyśmy układ koło sierpnia / września. Powiedziałaś, że sama zawalczysz, że poprostu myliłaś leki i się nie pilnowałaś. Jesli nie będziesz sobie radzić to poprosisz nas o pomoc. Nie radzisz sobie jednak… jest coraz gorzej. Ta jebana bezsilność i przerażenie toważyszą mi przez cały czas. Nie mogę spać bo martwię się czy nie przedfawkujesz lub czegoś sobie nie zrobisz, bo kolejny raz pokłóciłyśmy się przez telefon – znów słyszałam ze jesteś dziwna. Kazdy z nas szuka wyjasnienia tej sytuacji, każdy po trosze znajduje swoją winę. Ja również… jest mi bardzo źle, że sprawiłam Ci tyle przykrości, że z poczucia obowiazku względem mnie jeździłaś do Niemiec, wstyd mi… Przepraszam…

Jest już grudzień, nadal nic do Ciebie nie dociera… Nie będziemy czekać, aż Ty się wreszcie namyslisz lub zanim to nastapi – wykończysz. Pozostaje przezyć święta. Przeciez w Święta nie może być źle. Można by tak pomysleć. Bardzo sie mylę. Od piątku do wigilii nie ma dnia żebyś czegos nie zażyła lub nie wypiła. Twoje zwierzęce zachowanie mnie przeraża i odpycha. Jak to możliwe, że moja mama, moja mamusia doprowadza do takiego stanu rzeczy? Przeciez miało być dobrze. Specjalnie przyjechałam wcześniej żeby wspólnie pozyć tymi przygotowaniami, pobyć razem z Tobą, żebyś czuła jak wazna dla mnie jesteś.

Nie wytrzymuję, ryczę jak szalona. Czuję jakbym Cię już straciła, jakbyś trochę umarła. Złość, przerażenie, brak nadzieji.

Mam przed oczami jeszcze obraz z tych Świąt. Ciebie siedzącą w ławce na Pasterce i to Twoje otępiałe spojrzenie. Było mi Ciebie wtedy tak bardzo żal…

Kochana Mamo!

Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się cieszę pisząc TEN list.

Bardzo cieszę się widząc Cię trzeźwą i trzeźwo myślącą, gdy odwiedzamy Cię w Ośrodku lub gdy rozmawiamy przez telefon.

Wcześniej nie mogłam zrozumieć, byłam bardzo zła, że to nas spotyka. Teraz juz rozumiem, że Twoja choroba była “po coś”. Po to, żebyśmy znów zaczęli być rodziną, żeby Ciebie docenić, bo wcześniej może nie zawsze mieliśmy świadomość jak bardzo Ciebie kochamy i potrzebujemy i nie chodzi mi tutaj o słoiki z obiadem do Krakowa, tylko o Twoją obecność, o to ciepło w domu, gdy Ty tam jesteś. Chociaż zawsze zabiegana, to swoją obecnościa sprawiasz, że kazdy chce tam przyjezdżać, że czujemy sie tam dobrze. Dobrze, bo w Twoim towarzystwie.

Może ta choroba była po to, żeby w tacie znów zobaczyć bliskiego człowieka? To nie jest Jasiek, jak go babcia nazwała, to Janek, tak jak mówia na niego w domu. Wygląda na to, że ma w sobie sporo uczuć i wrazliwości. Mam cichą nadzieję, że Wasze relacje sie poprawią – to właśnie już sie zaczęło, więc trzymam za was kciuki.

Trzymam je tez za Ciebie mamo, bo wiem, że przed NAMI jeszcze długa droga, że to dopiero jej poczatek. Myślę jednak, że ten poczatek jest bardzo dobry. Wiem, że starałaś się podczas zajęć i jestem z Ciebie bardzo dumna. N apewno bardzo cierpiałaś i za Tobą bardzo trudny czas. Widxziałam jednak koło Ciebie wspaniałych ludzi. Wierze, że znalazłaś tam nie tylko pomoc w wyjściu ze swoich uzaleznień, ale też wartościowych przyjaciół, z którymi będziesz chciała się spotykać.

Ta Twoja dalsza droga będzie trudna, ale pamiętaj, że nie jestes na niej sama. Zawsze możesz na mnie liczyć i jak pokazały mnione tygodnie – na resztę rodziny również. Mam nadzieję, że kiedy dopadną Cię gorsze dni złapiesz za telefon i jesli nawet nie będziesz chciała gadać to wspólnie pomilczymy – bo przeciez w kupie raźniej.

Z dużą nadzieją patrze na to co przed nami. Nie planuję, ale wierzę, że uda nam sie jescze razem wiele przeżyć i zobaczyć.

Wierzę, że te kilka tygodni w Ośrodku pozwoliło Ci zrozumieć Twój problem z alkoholem i tabletkami. Że teraz juz wiesz jak bardzo sobie szkodzisz, jak niszczysz sobie organizm łykając co popadnie. Wierzę, że wykorzystałaś dobrze ten czas, że odpoczęłaś i nauczyłaś sie siebie. Zasługiwałaś na taka forme terapii bo jestes bardzo dobrą osobą. Dbasz zawsze o wszstkich, czesto zapominając o swoich potrzebach i o tym, że Ty tez jestes ważna. Może przez to często widziałaś szklankę do połowy pustą.

Wierzę, to słowo, którego tutaj trochę nadużywam. Pozwolę sobie jeszcze raz go użyć.

Wierzę w Ciebie Mamusiu i bardzo Cię kocham!

Madzia

Listy do męża

List do pijanego męża

Cześć!

Piszę ten list bo mam wrażenie, że wszystko co mówię nie dociera do Ciebie. Jestem przerażona, co się z Tobą dzieje. Chcę Ci pomóc, ale ręce mi już opadają, bo wydaje mi się, że mi zalezy żeby ratowac nasze małżeństwo. Patrzę z przerazeniem jak rozpada się nasza rodzina. Mam wyrzuty sumienia w stosunku do dzieci, że nie umiem rozwiazać naszego problemu, że nie potrafię przerwać tego alkoholowego koszmaru. Wiesz, kiedys się przeraziłam jak dzieci mnie zapytały po co sie tak męczę. Przecież mogła bym sobie kogoś znaleźć i ułożyć sobie życie i wreszcie by było normalnie. Zatkało mnie i nie wiedziałam co im odpowiedzieć. Dało mi to wiele do myślenia. Wiedziałam ze musze coś zmienić w naszym życiu. Tylko jak? Zalezało mi Tobie bo jesteś wspaniałym facetem, masz wiele zalet i masz wielkie serce, ale w pewnym momencie wszsytko Cię przerosło i się pogubiłeś, zacząłeś popijać i straciłeś kontrolę nad piciem. Alkohol nie pomoże rozwiązać problemu, wręcz przeciwnie tylko je nawarstwia. Wydaje mi się, że wystarczy ze sobą tylko normalnie porozmawiać i wiele spraw rozwiązać wspólnie. Niektóre problemy sam sobie przybierasz do głowy, albo je nadmiernie wyolbrzymiasz. Wiem, że się z Tą sytuacją bardzo męczysz, ale ja, dzieci i Twoi rodzice też. Wszyscy chcielibyśmy Ci pomóc, ale to Ty przede wszystkim to ty musisz chcieć. Zdajesz sobie sprawę że nie da się tak dalej żyć. Rodzina się rozpada, znajomi sie odwracają, jak tak dalej pójdzie to zostaniesz zupełnie sam. Patrze z przerażeniem jak odsunąłeś się od dzieci, nie potrafisz z nimi normalnie porozmawiać. Z Dorotką zupełnie straciłeś kontakt. Jasiek tez jest na Ciebie wściekły, bo widzi Cię na co dzień, wstyd mu przed Basią, przed jej rodzicami przed znajomymi. We wrześniu bierze ślub i denerwuje się jak to będzie, jak sie zachowa jego ojciec alkoholik, czy nie przyniesie mu wstydu przed gośćmi. Sam miałeś zal do swojego ojca jak pił i musiałeś się za niego wstydzić a teraz Ty sam fundujesz to swoim dzieciom. Myślę że powinienes być dumny ze swoich dzieci, są mądre, wyjształcone, zaradne, n igdy nie było z nimi żdanych problemów. Wiem, że masz wyrzuty sumienia. Myślisz ze pieniędzmi nam wszystko wynagrodzisz i wszystko załatwisz, ale się mylisz. Pieniądze są ważne, ale za pieniądze nie wszystko mozna kupić. Miłości żony i dzieci na pewno nie. My nie jesteśmy dla Ciebie dla pieniędzy, bo nie zawsze je mieliśmy. Jesteśmy z Tobą dlatego, że Cię kochamy i nam na Tobie zależy. Chcemy być fajna szczęśliwa rodziną. Szkoda, że przez swoje picie tego nie zauważasz. Ciągle sie nad soba użalasz, ciagle masz do wszystkich pretensje. Nie wiem czy zauwazyłes jak bardzo soie od siebie oddalilismy, własciwie nie mamay o czym rozmawiać.

Z przerażeniem patrzę w przyszłość.

Dzieci są juz dodrosłe, za chwilę obydwoje pójda z domu, a my zostaniemy sami, co wtedy będzie? Już dawno nie potrafimy ze sobą rozmawiać, bo albo pijesz, albo trzeźwiejesz, czasem idziesz do pracy, albo jestes zmęczony i nie masz ochoty ze mną rozmawiać. Wszystko Cię drażni. Najbardziej problem Twojego picia. Uwierz mi, ze mam takiego życia juz serdecznie dosyć.Czasem dostaje takich nerwów, że powiem cos czego póxniej żałuję. Od Ciebie tez nie jedno przykre słowo usłyszałam, ale Ty jak wytrzeźwiejesz to oczywiście udajesz jakby sie nic nie stało. Tyle razy obiecywałeś, ze wszystko sie zmieni, że dasz sobie rade sam, ale ja ci tłumaczyłam, że bez pomocy specjalisty nie dasz sobie rady. Ciągle szukałam pomocy, ale Ty ja zawsze odrzucałeś i piłeś dalej. Ta ilość wypijanego alkoholu nie jest też obojętna dla Twojego zdrowia. Przy Twoim cisnieniu w kazdej chwili grozi Ci wylew albo zawał. Wątroba i trzustka tez z czasem nie wytrzyma. Sam wiesz jak fatalnie sie czujesz po takim ciągłym piciu. Masz nie tylko kaca fizycznego ale i moralnego. Zdajesz sobie chyba sprawę, że wylew czy zawał nie jest jednoznaczny z wyrokiem śmierci. Może sie zdarzyć tak, że zostaniesz roślinką do końca życia, a tego bys chyba nie chciał? Wiesz, czasem sobie myślę jakby mogło wygladac nasze życie gdybyś nie pił. Mieli byśmy więcej czasu dla siebie. Mogli bysmy wyjść do kina, teatru na koncert lub zwyczajnie na spacer, ale jak na razie wszędzie chodzę sama albo ze znajomymi lub z dziećmi, bo Ty albo jesteś pijany, albo Ci się nie chce. Chętnie pojechała bym na wczasy albo weekend, ale taki bez alkoholu, bo uwierz mi dla mnie taki wyjazd to droga przez mękę. Wcale mnie nie cieszy. Takie atrakcje to ja mam na co dzień w domu. Zobacz też co sie dzieje z firmą: zawalasz coraz więcej robót, nie odbierasz telefonów, przesuwasz terminy, później wszystko sie nawarstwia i nie możesz wszystkiego ogarnąć. A niestety w dzisiejszych czasach nie mozna sobie na to pozwolić, bo stracisz klientów. Zrozum nie ma zleceń, nie ma pieniędzy a wydatków nie ubywa. Znowu są nerwy i picie i kółko sie zamyka. Popatrz tez na swoja matkę jak ona sie zamartwia, ile łez wylała, ile nocy nie przespała. Wiesz ze niemiała i nie ma lekkiego życia z twoim ojcem, to chociaż Ty mógłbyś nie przysparzać jej zmartwień swoim piciem. Na starośc to rodzice powinni mieć w Tobie oparcie, a nie ciągle sie Tobą zamartwiać. Mam do Ciebie tez zal za to, że jak Cię potrzebuję w trudnych momentach, to nigdy nie mogę na Ciebie liczyć. Zawsze jesteś pijany albo ma kacu. Czy to była śmierć moich rodziców, czy choroba Twoich, czy nawet zwykła kolizja Jaśka, zeby nie poszedł w Twoje ślady. Za Dorotkę zeby trafiła na pożądnego faceta, bo niestety często tak bywa, że dzieci alkoholików w dorosłym życiu mają z tego powodu problemy. Mam nadzieję, że u nas będzie inaczej. Nie będę się juz więcej rozpisywać, bo musiał bym napisać książkę. Oczywiście nie napisałam wszystkiego co mi na sercu leży, ale myślę że doskonale wiesz o co mi chodzi. Chcę żebyś wiedział, że bardzo Cię kochamy i chcemy Ci pomóc, ale to od Ciebie zależy, czy chcesz przestac pić. Bardzo Cię proszę żebyś przemyślał, to co napisałam i wziął sobie do serca.

Pamiętaj, że alkoholizm to choroba i trzeba ją leczyć, ale nie dasz sobie rady bez pomocy specjalistów. To że pijesz to nie żaden wstyd, musisz się do tego przyznać i to zrozumieć i podjąć deczję o terapii. Dałam Ci już wszystkie potrzebne informacje na ten temat. Chcę żebyś wiedział że ja i dzieci jestesmy z Tobą. I nie myśl, że to że pijesz to tylko Twoja wina, to choroba i dopadła akurat Ciebie, ale musimy sobie z nią poradzić. Wierzymy, że dasz sobie radę tylko uwierz w siebie.

kocham cię: Ania

List do trzeźwego męża

Witaj!

29.05.2013r. to data, którą zapamiętam na długo. Wreszcie udało mi się przywieść Cię do “Tu i Teraz”. Zajęło mi to wiele czasu, ale najważniejsze, że się udało. Ciągle myślę, że to jakiś cud. Nie wyobrażasz sobie jak wszyscy się cieszą. Dzieci jak im powiedziałam, że jedziemy do kliniki, to nie mogły uwierzyć zresztą znajomi też. Dorotka cztery razy czytała SMS-a. Który jej wysłałam, bo akurat była na lotnisku w Dubaju. Jak tylko przyleciała do Polski zaraz zadzwoniła i pytała się jak to sie stało, że się zgodziłeś na terapie. Po prostu nie mogła w to uwierzyć. Mówiac szczerze jak Cię z Jasiem tu przywieźliśmy byłam pełna obaw jak zareagujesz, b o wiedziałam jak to przeżywas, jak się boisz, ale jak tylko przekroczyliśmy próg kliniki emocje opadły. Zobaczyłam ulgę w Twoich oczach. Wsztscy przyjęli Cie z życzliwościa i troską. Zobaczyłeś, że nie jest tak strasznie jak myślałeś. Kiedy z Jasiem już wychodziliśmy kamień spadł mi z serca. Wiedziałam, że była to jedyna słuszna decyzja. Jak wsiedliśmy do samochodu, sami nie mogliśmy uwierzyć, że to sie stało, że jest nadzieja , że wreszcie będzie dobrze. Następne dwa trzy dni miałam obawy, że będziesz na mnie zły, ze będziesz chciał wrócić do domu, ale ku mojemu zaskoczeniu nic takiego sie nie stało. Zauwazyłam ze jestes zadowolony, wyciszony i usmiechnięty. Czułam w Twoich oczach i głosie wielką ulgę jakby ktoś zdjął z Ciebie wielki ciężar. Z dnia na dzień widzę duże postępy. Widzę, że terapia przynosi zamierzone efekty. I ja i dzieci zauwazyliśmy, że stałeś się otwarty i odblokowany. Dorotka i Jasiu są w szoku. Powiedzieli, że nie pamietają takiego taty. Nie pamiętaja, kiedy z nimi tak swobodnie rozmawiałeś. Byli pod wrażeniem. Widziałam jak z nimi rozmawiasz i żartujesz jaki jestes z nich dumny, aż miło było popatrzeć i dla takiego obrazka wiedziałam, że pobyt tu to dobra decyzja. Basia tez jest pod wrażeniem. Mówi, że takiego otwartego tescia nie pamięta i że będzie się musiała “zresetować” i poznac tescia na nowo. Janina z Szymkiem też pozytywnie odebrali to spotkanie z Tobą. Stwierdzili, że jesteś innym człowiekiem, ze sie odblokowałeś, że umiesz się przyznać że jesteś alkoholikiem, że masz proble i umiesz mówić o tym otwarcie. Widać, że terapia przynosi efekty, że alkoholizm to choroba i mozna ją leczyć. Po wyjściu od Ciebie Szymek powiedział, że czuje taką wewnetrzną ulgę i jest taki spokojniejszy po tym spotkaniu. Wiem, że dzwoniła do Ciebie Dorotka, że sobi porozmawialiście. Stwierdziła że nie pamięta kiedy sobie z tatą tak luźno porozmawiała. Zaskoczyło ją też, że powiedziałeś jej, że jak przyjdziesz do domu to pójdziesz do lekarza i zrobisz badania, że we czwartki będziesz przyjeżdżał na mitingi. No i jeszcze jedno zaskoczenie jak nam powiedziałeś w ostatnią niedzielę że w dniu ślubu Jasia i Basi minie dokładnie 6 miesięcy jak nie b ędziesz pił. Żebyś wiedział jak nas wszystkich tym wyznaniem zaskoczyłeś. Super, że masz takie plany i cele do motywacji. Pamiętaj, że masz w nas wsparcie. Małymi koczkami możemy zajść daleko. Zobaczysz jakie życie jest piękne. Jak można się cieszyć każdym trzeźwym dniem. Boję się oczywiście twojego powrotu do domu. Mam taki lęk czy nie zacznie się wszsytko od nowa, ale chyba to normalna reakcja. Mam taką nadzieję, że nie. Myślę, że na terapii uzyskaliście wskazówki jak dalej żyć, co musicie robić, czego się wystrzegać. Ja i dzieci nie lubimy rozpamiętywać tych złych chwil. Z optymizmem patrzymy w przyszłość i wierzymy, że będzie dobrze. Nie mam zamiaru Cię kontrolować na każdym kroku i wypominać Ci to, co było. Ważne jest to, co jest teraz i z nadzieją patrzę w przyszłość. Jestem z Ciebie dumna.

Kocham Cię: Ania

List do taty

Drogi Tatko!

Cieszę się, że mogę do Ciebie napisać. Po pierwsze dlatego, że bardzo chcę być częścią Twojej terapii a po drugie, bo chcę, żebyś wiedział jak się czułam.

Długo myslałam o tym co napisać. Próbowałam przypomnieć sobie te chwile i sytuacje kiedy piłeś. Postaram się być jak najszczersza w moim liście.

BYŁAM ZŁA

Byłam zła Tatko, czasami nawet wsciekła na Ciebie. Okłamywałeś nas, mówiłeś że nie pijesz, że nie piłeś, że wszyscy przesadzamy, że mamy się nie martwić i to zostawić, bi nie ma problemu.

Czasami kłamałes w żywe oczy. Mówiłeś, że napiłeś się tylko piwa, a przeciez my wiedzielismy, że tak nie było. Wychowaliście nas tak, że jako dzieci nigdy nie byliśmy angażowani w podejmowanie jakichkolwiek decyzji w domu. Byliśmy zawsze stawiani przed faktem dokonanym. W domu była zawsze strefa dorosłych – to co Wy powinniście wiedzieć i strefa dzieci – do której nie dopuszczano świata problemów naszej rodziny, jakby one nas nie dotyczyły. Nigdy nie wolno nam było zwracać wam uwagi, bo przeciez to jest nie na miejscu. Byłam zła, że będąc już dorosła osobą nie potreafiłam Ci powiedzieć, że ja to wszystko widzę, że wiem że ukrywasz alkohol, że popijasz na boku. Bałam Ci się powiedzieć, że znowu skłamiesz mówiąc, że nie pijesz. Bo to przeciez nie na miejscu, żeby córka tak odnosiła sie do taty. Ale teraz Ci to mówię, że wielokrotnie musiałam udawać, przed innymi i przed Tobą, że tego nie widzę i robić jak to zawsze mama mówi “dobrą minę do złej gry”. Byłam zła na siebie, że nie potrafie stanąć z Tobą twarzą w twarz i to wykrzyczeć.

Byłam zła, bo raniłes mamę. Wiem, że nie było Wam łatwo. Wiem, że jest wiele nie rozwiązanych między Wami spraw i niezagojonych ran, ale składanie pustych obietnic jest złe. Byłam zła, bo ciągle łamałes te obietnice. Byłam zła, bo mama była nieszczęśliwa a na to nie zasługiwała. Byłam zła na was bo zadręczaliście sie waszą niemocą.

Byłam zła, bo za każdym razem, kiedy piłeś odbierałeś mi to co juz miałam dla siebie. Odbierałeś mi Ciebie. Przy Tobie czułam sie zawsze bezpieczna, kochana, doceniana, czasami rozpieszczana. Wiedziałam, że zawsze mi pomożesz, że mogę na \tobie polegac. Kiedy byłam smutna, pocieszałes mnie, kiedy byłam zła uspakajałeś mnie. Kiedy było mi zimno dawałeś mi te Twoje okropnioe gryzace swetry i otulałes. Byłam szczęśliwa, bo dawałeś mi duzo miłości, której potrzebowałam. Uwielbiałam, kiedy spędzałeś czas z Justynka i Bartkiem. Dzieki Tobie dzieci nigdy sie nie nudziły, zawsze znalazłes siłę, żeby się z nimi pobawic i wymyślić nową grę. Bartek Cię uwielbia, nie było dnia, kiedy nie chciał do Ciebie jechać. Tylko dziadek i dziadek. Tworzyliście wspaniały tandem. Kiedy piłes wszystko się waliło. Dzieci nie mogły do Ciebie przyjeżdżać a ja nie chciałam bo byłam zła. Odbierałeś mi te chwile szczęścia, oddaliłeś się ode mnie i od Twoich wnuków – bardzo mnie to bolało, że dla alkoholu rezygnujesz z tych wszystkich chwil.

BYŁAM SMUTNA

Byłam smutna Tatko, bo myślałam, że już Ci na nas nie zależy, że rodzina straciła dla Ciebie wartość. Odszedłeś na emeryturę i zdawało się, że bardziej przejmujesz się zakończoną karierą niż utraconą rodziną. Twój brak zainteresowania podjęciem nowych wyzwań, może jakiegos nowego hobby codziennie napaweł mnie smutkiem. Pamiętasz Tatko, kiedy dałam Ci w prezencie ramkę z przeróznymi Twoimi zdjęciami z przeszłości i nie tylko, z podpisami jaki jesteś: “Wybitny wynalazca”, “Świetny tancerz”, “Dusza towarzystwa”, “Super dziadek”. Ja tak myślę, ja zawsze tak o Tobie myślałam. Dla mnie byłeś wynalazcą każdego dnia, kiedy bawiłeś się z dziećmi i wynajdowałeś nowe sposoby na zabicie nudy (poszukiwanie skarbów, wycieczki, grzybobranie). Podziwiałam to jak przez te wszystkie lata jestes i byłeś lojalnym przyjacielem, a Twoi znajomi nigdy nie zeszli na dalszy tor. Nagle przez alkohol to wszystko odeszło i byłam smutna, że straciło dla Ciebie znaczenie.

Byłam smutna, bo raniłeś mamę. Nie wiedziałam jak jej pomóc, jak odegnac jej smutek i ją pocieszyć. Byłam smutna, bi tak jak ona zaczęłam tracić nadzieję.

Byłam smutna, bo wiedziałam, że bez Ciebie ta rodzina nie będzie miała duszy.

Byłam smutna, bo za Tobą tęskniłam.

Byłam smutna, bo codziennie budziłam się i kładłam spać martwiąc się o Ciebie i o mamę i nie mogłam cieszyć się szczęściem jakie miałam wokół siebie w moim domu.

Byłam smutna, bo widziałm, ze nie jesteś szczęśliwy. Zagubiłeś się gdzieś podczas tych ostatnich kilku lat. Nie wiedziałam jak Ci pomóc, nie wiedziałam jak z Tobą porozmawiać. Myślałam o tym jak wspaniale musi być na emeryturze, kiedy masz za sobą lata udanej kariery, cennych przyjaciół, w sumie “całkiem niczego sobie rodzinkę”, dzieci, które po mniej lub bardziej udanych próbach ułożyły sobie życie rodzinne i zawodowe. Ale widziałam, że jesteś nieszczęśliwy, że coś nie pozwala Ci się cieszyć życiem. Myślałam, że jak tylko znajdziesz coś dla siebie, da Ci to nową siłę, doda energii. Byłam smutna, bo zdawało mi się, że tego nie znalazłeś. Pogrążyłeś się w smutku, który łamał mi serce.

Byłam smutna, bo myślałam że Cię stracę.

CZEGO OCZEKUJĘ?

Oczekuję, że już nie będziesz pił. Nigdy. Być może jest to przerażająca myśl, ale mam nadzieję, że dzieki terapii zrozomiesz jak bardzo zgubił Cię alkohol i nauczysz się żyć bez niego. Bo bez alkoholu da się żyć. Ty możesz żyć bez alkohololu a mnie bez Ciebie byłoby bardzo trudno.

Chciałabym, żebyś po zakończonej już terapii nadal uczestniczył w tego typu “meetingach”. Myślę, że są bardzo wartościowe i pomogą w trudnych chwilach.

Chciałabym, żebyś zastanowił się nad tym czego chcesz w życiu, może wyznaczysz sobie nowe cele i nowe ściezki.

Bardzo chciałabym, żebyś wrócił do naszego życia i spędzała z dziećmi więcej czasu, to dla nas bardzo cenne. Nie chodzi mi o opieke nad nimi, raczej o telefon, może jakieś wspólne spotkanie, wycieczkę.

Chciałabym, żebyś wsłuchał się w potrzeby mamy. Musisz spróbować otworzyć się na nowe możliwości i przestać żyć sentymnentami z przeszłości. Nie mam na myśli spełniania jej codziennych zachcianek czy wykonywania zadań, żeby ją zadowolić. Ale jest tyle rzeczy, które mama chciałaby robić (wydaje mi sie, że z Tobą), ale Ty ich nie zauważasz. A może Ci nie pasują. W zamian nie proponujesz jej innych pomysłów, wracasz ciągle do utartych szlaków. Mama jest nimi znużona, być może ma z nimi złe skojarzenia. Przecież jest wiele innych miejsc niż Zawoja, innych rozrywek niż telewizor czy innych potraw niż rosół. Wiem, że zdrowie jest dla Ciebie niekończacą się walką, że czasami nie masz sił. Ale sam musisz przyznać, że czasami brak Ci woli.

Nie oczekuję, że Ty i mama będziecie razem. To zalezy tylko od Was. Zależy mi wyłącznie na tym, żebyście odnaleźli własne szczęście w życiu. Poświęciliście pracy, dzieciom i wnukom większość Waszego życia. Jestem Wam za to ogromnie wdzięczna. Teraz czas poświęcić je sobie, rozpieszczać się trochę, może spędzać więcej czasu na “osiołkowaniu” i innych drobnych przyjemnościach, wyjazdach, książkach. Oczywiście z nami, ale też trochę bez nas. Może czas wprowadzić nowe rodzinne tradycje, takie, które dadzą Tobie i mamie szczęście, razem lub osobno.

Chciałabym, zebyś zawsze móghł się dod mnie zwrócić o pomoc. Jeżeli jest Ci źle lub chcesz porozmawiać, zadzwoń proszę.

Kocham Cię bardzo.
Jesteś wspaniałym tatą.
Jestem z Ciebie dumna.
Brakuje mi Ciebie.
Pamiętaj, że jestem tu dla Ciebie i zawsze Ci pomogę.

List do syna

Kochany synu

Na wstępie tego listu chciałabym Ci powiedzieć, że jesteśmy z Ciebie bardzo dumni, że bardzo wierzymy w Ciebie i będziemy Cię wspierać każdego dnia tutaj. Życie pisze różne scenariusze, które nie zawsze są dobre ale trzeba wierzyć, że nasze szczęście zależy od nas samych. Na Twojej drodze pojawiła się ta straszna choroba jaka jest alkoholizm. Żaden rodzić nie jest w stanie pogodzić się z tym, że jego dziecko spada na dno i zatraca się w piciu, dlatego jak sam wiesz walczyliśmy o Ciebie stosując różne sposoby. Serce pękało na milion kawałków widząc Cię pijanego, łzy leciały po policzkach, kiedy w naszym domu były kolejne awantury. Gdy Cię nie było nie spaliśmy zastanawiając się gdzie jesteś, co robisz, kiedy wrócisz? Nie jesteśmy w stanie zliczyć ile nocy, praktycznie każdej zastanawialiśmy się co zrobić i jak ci pomóc żebyś zrozumiał że alkohol zabiera i zabija ci najlepsze lata Twojego życia. Aż w końcu miesiąc temu pojawiła się iskierka nadziei, że może się udać, że zrozumiesz swój problem. Dla nas rodziców ogromnym krokiem do przodu było podjęcie przez Ciebie decyzji i zgoda na terapie. Już samo przyznanie się do tego, że Twój problem Cie przerasta jest wielkim sukcesem, a każdy nawet najmniejszy Twój sukces wypełnia nasze serca duma i radością. Za kilka dni wrócisz do domu, będzie to dla Ciebie wyzwanie a dla nas jeszcze większe, ale wierzymy w to, że lepszy czas jest przed nami. Będziemy Cię z całych sił wspierać i razem z Toba liczyć każdy dzień , który przeżyjesz w trzeźwości. Bardzo nam zależy abyś był szczęśliwy, pokonał wszystkie przeciwności losu i walczył ze swoją chorobą i słabościami. Czekamy i wierzymy w Ciebie, że dasz sobie rade!

Rodzice

Historia Pawła

Moja historia trwa jak na tą chwile 16 lat
Pierwsze kroki zawsze wywołują w człowieku uczucie niepewności i lęku szczególnie jeśli chodzi nałóg alkoholowy .
Ale na szali jest Nasze życie nawet nie zdając sobie z tego sprawy tak jest !
Dlatego podziwiam każdego kto wkracza na drogę trzeźwienia bo zdaje sobie sprawę jaki to jest przełomowy moment w życiu człowieka !

Historia Olka

Przez ostatnie 20 lat mojego picia praktycznie nie było nawet jednego dnia bym się nie upił a zazwyczaj upijałem się do nieprzytomności.
Były pieniądze, była pozycja, piłem zawsze dobrze i dużo. Od dłuższego czasu, delikatnie, w momentach mojego spokoju i braku agresji żona i brat próbowali w delikatny sposób prowadzić ze mną rozmowę……a może by tak?
Spróbuj…..podobno jest bardzo dobra klinika. Przecież nikt nie będzie wiedział. Spróbuj…..może się uda. Wiesz? T……z tam był i już półtorej roku nie pije a wiesz przecież jak strasznie pił.
Wtedy tak nieustannie mnie dręczyli…ale w odpowiednim momencie wycofywali się gdy dostawałem amoku pijackiego i wściekłej agresji.
Powoli urabiali….kruszyli skałę obłędu alkoholowego.
Dziś….za trzy miesiące to już pięć lat JAK NIE PIJĘ. Po tym czasie jestem im wdzięczny. Dziś nie nazywał bym że to było dręczenie.
W moim przypadku za to co robili by mi uratować życie to z ich strony bohaterstwo.
Jestem im bardzo wdzięczny……ale nie tylko im. Podobno w krytycznym dniu wtedy leżałem nieprzytomny prawie cztery dni…..podobno zacząłem strasznie płakać…..podobno wkoło mówiłem że mam już dość tego życia…że chce już to skończyć…..by mnie zabrali gdzie chcą… zgadzam się na wszystko, bo? ….Skończę ze sobą.
Na lepsze przyzwolenie nie musieli czekać.
Dopiero po tygodniu zorientowałem się gdzie jestem. Tak długo trzeźwiałem. Nie wiedziałem jeszcze co tu ode mnie chcą.
Cały czas w początkowej fazie pobytu mówiłem sobie….. odbębnię ten miesiąc, przerwa mi dobrze zrobi. Podleczę wątrobę i później jakoś będzie lepiej.
Nie zdawałem sobie jeszcze wtedy sprawy że jestem chory, chory na chorobę śmiertelną!
Jedyną chorobę śmiertelną z którą idzie żyć! ….Pod jednym warunkiem!…Że nie mogę więcej pić, że jestem alkoholikiem.
Nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego że aby zachować życie….uratować resztki godności i przyzwoitości…. Uratować jeszcze pozostałości pozycji społecznej i zawodowej….uratować jeszcze to co mi pozostało…. łącznie z rodziną……to? Nigdy nie mogę pić!
W fazie początkowej to co mówili terapeuci wydawało mi się niedorzeczne. Wydawało mi się że to oni żyją w innym świecie.
Dziś kiedy jestem człowiekiem trzeźwym, jestem alkoholikiem żyjącym w trzeźwości wiem co i o czym mówili ci terapeuci. To nie byli i nie są terapeuci tak zwani akademiccy…wyuczeni na podstawie literatury.
To są ludzie którzy tak jak ja. Jak ci co są ratowani…..wszyscy są po przejściach.
Mają praktykę zawodową, są alkoholikami, ćpunami, przerabiali wszystko co najgorsze, pili, szmacili się i kłamali tak jak my którzy czerpiemy od nich wiedzę i oczekujemy ratunku oraz pomocy.
Oni znają wszystkie wybiegi, kłamstwa i oszustwa. Wobec ich jest bardzo ciężko być nie szczery, ciężko nie zaufać im i programowi który pomaga. Oni byli takimi samymi jak ja czy wielu którzy tam byli, są i będą.
Należałem w swoim okresie pobytu do jednego z najtrudniejszych uczestników kuracji jaki był w klinice.
Byłem przeciwko wszystkim i przeciwko każdemu. Walczyłem z uczestnikami kuracji, walczyłem przeciwko fantastycznemu personelowi, walczyłem przeciwko wszystkim terapeutom.
Nie chciałem trzeźwieć, mi się chciało strasznie pić. Trzy razy się pakowałem, trzy razy przyjeżdżali po mnie bo chciałem opuszczać ośrodek!
I co?
Mądrość, wiedza, fachowość i umiejętność postępowania terapeutów alkoholików pozwoliła mi pozostać.
Pozostać jeszcze drugi okres by nadrobić to co straciłem przez walkę z nałogiem.
Wiedzieli jak postępować ze mną bo przecież oni też kiedyś tak pili i przechodzili wszystko jak ja.
Dla nich to było proste lecz ile musieli dać od siebie by zrobić wszystko by mnie nie stracić, by mnie uratować.
Każdy alkoholik, trzeźwy alkoholik ile ma satysfakcji gdy uda mu się pomóc drugiemu alkoholikowi.
Jaka to radość widzieć trzeźwego alkoholika. Zadajesz sobie nieraz pytanie jak to zmienia życie tego człowieka….Jego rodziny i najbliższych. Zadajesz sobie nieraz pytanie…..czy jak by dalej tak pił czy by jeszcze żył?

Dziś tej klinice i wszystkim którzy w tej klinice mi pomagali jestem wdzięczny za wszystko. Za to że jestem trzeźwy, że żyję, ze uratowałem wszystko to co jeszcze mogłem.
Za to że klinika nauczyła mnie żyć od nowa w trzeźwym życiu. Że nauczyli mnie wszystkiego od nowa. Nauczyli mnie jak unikać zagrożeń by nie wypić. Pobyt tam to nie to że dobrze zjem, że dobrze się wyśpię, że każdy do mnie się będzie uśmiechał.
Pobyt w klinice TU I TERAZ to profesjonalizm zaprzestania nałogu, profesjonalizm postępowania by więcej już nie pić.

Gdybym wiedział jak można żyć w trzeźwości, gdybym wiedział że odwyk w takiej klinice ma takie szanse powodzenia uczynił bym nie tak późno…..gdy byłem już na dnie.
Klinika, fachowcy w osobach terapeutów pokazali mi że to moje dno nie było jeszcze tak głęboko.

Na koniec; Nie piszę jak w klinice jest pięknie, jak wygląda itd.!
Piszę na przykładzie swoim:::::!
Co ze mnie alkoholika, z dna! Z dna w jakim byłem!
Co profesjonalny i właściwie dobrany personel może uczynić!
Lecz by to uczynić, wole także musi mieć uzależniony. U mnie jej nie było!
Umiejętność tego zespołu jednak sprawiła że stało się inaczej.
Poprzez nich jestem trzeźwy, jestem zwycięzcą, żyję.
Dziękuję wam wszystkim.
Zawsze i wszędzie kiedykolwiek rozmawiam o swojej trzeźwości Was polecam.
Nigdy przed nikim nie ukrywam swojej choroby alkoholowej i dzięki komu potrafię żyć w trzeźwości.
Z każdym mogę zawsze porozmawiać.
Gdybym czytał taki tekst ponad dwadzieścia lat prędzej to wierzę że dziś bym ja go nie pisał.
Może on wskaże kierunek i drogę innym alkoholikom gdzie powinni się udać.
Może ….pomimo wielu dylematów jakie ja kiedyś miałem zanim tu trafiłem.
I na koniec! Ten co pije nigdy nie jest alkoholikiem. On pije dla przyjemności albo od czasu do czasu.
Każdy tak mówi i boi się przyznać do rzeczywistości.
Z wyrazami szacunku, podziękowania i wdzięczności dla kliniki TU I TERAZ
Olek
Telefon do mnie można uzyskać w klinice

Historia narkomana

Mam 30 lat, jarałem przemysłowe ilości weedu przez jakieś 16 lat i jedyne czego chcę to podzielić się swoim doświadczeniem. Może wyciągniesz z tego coś dobrego dla siebie, a ja będę miał dobry uczynek na koncie. Napiszę to tak, jakbym pisał o siebie będąc w Twoim wieku. Nie mogę się zwracać bezpośrednio do Ciebie i Twoich doświadczeń bo się nie znamy.

W połowie grudnia zostałem zdiagnozowany jako narkoman i alkoholik. W listopadzie nadszedł dzień, w którym przestałem ćpać, pić i palić szlugi. Jednego dnia wszystkie nałogi. Jak to się robi? Bardzo prosto: lecisz w ciągu – ćpanie, chlanie, dupy, kluby, party hard. Po jednej z imprez zrobiłem after. Dwóch kolesi zaczęło się na nim bić. Wyrzuciłem jednego z nich, ale po dwóch godzinach wrócił… wrócił z ostrym narzędziem. Rozwalił mi drzwi do mieszkania i porąbał całe moje mieszkanie. Koledze celował w głowę, o mało go nie zabił. Celem jego byłem i Ja, ale jakoś się udało, otarłem się o śmierć ale nie dostałem. Ten gość, który atakował dostanie min. 8 lat za próbę usiłowania morderstwa. Piszę o tym, aby Ci pokazać co musiało się stać w moim zjaranym życiu abym zdał sobie sprawę z mojej bezsilności względem używek. Dodam więcej. Gdyby nie kilku moich znajomych, którzy pchali mnie na terapię prawdopodobnie bym na nią nie poszedł i ćpał dalej w najlepsze. Iluzja kontroli życia jest bardzo silna. A kontroli nie ma żadnej.

Moje ćpanie przez bardzo długi czas było ograniczone tylko do jarania. Zacząłem w wieku 16 lat. Szybko obczaiłem, ze ta bomba jest o wiele lepsza od walenia wódy. Nie ma tych kaców, wszystko jest w tym lepsze. Pamiętam, ze wtedy były złote czasy – kupowałem dychę za jakieś 160,00 zł. Sprzedawałem połowę, a drugą piątke miałem za free. I tak przejarałem całe liceum. Chodziłem do najlepszego ogólniaka. Oczywiście takie ilości przepalonego weedu sprawiały, że męczyłem się tam jak pies. Nie mogłem się niczego nauczyć. Koncentracja i motywacja do nauki nie to, że była mniejsza, tylko one zwyczajnie nie istniały. Miałem wyrąbane po całości. Interesował mnie kolejny lolek i opieprzanie połowy lodówki w ciągu nocy. Czasem ogarniałem się na jakiś krótki czas, żeby nauczyć się czegokolwiek i żeby mnie przepychali przez kolejne semestry. Pamiętam, że musiałem przestać jarać na miesiąc przed maturą, bo czułem, ze nie umiem nic. Udało się, cudem zdałem i miałem wyrąbane dalej. W nagrodę pojechałem na pół roku do Amsterdamu…

Potem miałem taka jedną laskę, która nie lubiła jak paliłem – ograniczałem się do kilku gietów na miesiąc. Non stop wkurzony i na dupościsku. Ale to tylko dlatego, że jak mi się wydawało “kochałem ją”, a ona tą miłość odwzajemniała tekstami w stylu “jak będziesz jarał to powiem Twojej matce”, albo zamykała mnie na balkonie na mrozie “w nagrodę” że paliłem tam lola. Przerąbana baba. Byłem z nia 9 lat…
Po rozstaniu stałem się wolnym człowiekiem – praca informatyka, sam wynajmowałem apartamencik, osiem koła wypłaty do rączki, ćpanie, picie, drum’n’bass, dupy, życie miastem i imprezami. Czad.

Zajęło mi dokładnie 16 miesięcy, abym z normalnie jarającego ziomka (2-3g na miesiąc) przerobić się na typa lecącego najpierw weekendowymi ciągami (DNB + MDMA + WEED for life). A potem brałem jak szło. W pracy, na zakupach, na stacjach benzynowych, w chacie. Wyjebane miałem na to czy jest wtorek czy sobota. Mefedron sypał się kolejnymi piątkami, piguły, tłuste MDMA w krysztale, speed, koks. Za ostatni hajs kupowałem mocne kwary, projektor HD, szczura (pomyślałem, że może pasować do imprezki z fraktalami napieprzającymi po ścianach).
Dzwoniłem czasem po Hexen alko inne gówno w stylu 4-CMC/klefedron. Wszystko przepalane piątką weedu co 2-3 dni i przepijane wódą. W ostatni ciąg wjechały jeszcze leki nootropowe… Chodziłem po tych klubach, nie miałem siły już ćpać, a ćpałem dalej. Jak szmata. Spałem po kilka godzin raz na dwa-trzy dni, wstawałem, jadłem pomidorową z ryżem i dawaj dalej. Większość kalorii jakie przyjmowałem była z Coli. Znałem tyle osób, że dragi same i za free pchały mi się w łapy. Niczego nie musiałem szukać. Żyć nie umierać, party hard, jest zajebiście. Do czasu aż jakiś ziomek, którego zaprosiłem do swojego mieszkania prawie mnie nie zabił.

Po 30 dniach intensywnej terapii, milionie rozkmin i rozmów (z samym sobą, a terapeutami, z innymi ćpunami i alkoholikami) wnioski mam takie:

Nie wiem kto, i jakim prawem zakwalifikował marihuanę jako miękki narkotyk. Wahania nastrojów są większe niż po długoletnich ciągach na koksie, rozdrażnienie, nerwice i to w jaki sposób paląc codziennie “płynie się przez życie” zrobiło mi totalny rozpieprz. Lepiej się czułem waląc dużo MDMA niż dużo jarania. Możliwość koncentracji po latach palenia wyżarła się na tyle, że ciężko mi było czytać. Dukałem sylaby w myślach jak dziecko w podstawówce. Na zadaniach w pracy mogłem się skupić może na pół minuty, po czym uwaga uciekała na bardziej lajtowe tematy. Do tego oczywiście paranoje – wkręcanie sobie filmów, że będzie przerąbane w pracy czy w życiu, że coś jest słabe, a tak naprawdę było spoko. Omamy słuchowe – czułem się dziwnie słysząc swój głos. A najbardziej wkurzający był brak motywacji i ten efekt “przywalenia”. Do wszystkiego. No i oczywiście gubienie wątków. Nie dało się pogadać z ludźmi. Nie czułem ani w sobie ani w innych żadnych emocji. Pustka. Jedyną refleksją po większości imprez było stwierdzenie “Ale było zajebiście”. Bo co innego można powiedzieć, jak nie czułem niczego innego oprócz bani i pamiętałem wybiórcze fakty. Zajebista tez była poranna myśl, która mi przyświecała każdego dnia “ku….. mam dwadzieścia parę lat i nie chce mi się wstać rano z łóżka…”. Jak już wstałem. To standardzik: może dziś nie będę palił i coś ogarnę, albo spalę tylko jednego bata”. Jasne. Jednego to spalałem przed pracą, a potem jeszcze jednego. I po pracy siedem. Świat wewnętrzny został zburzony. Nie miałem najważniejszego – spokoju. Znałem do niego tylko jedną drogę.

Każda osoba ma jakieś swoje granice. Taką swoją tożsamość. Chodzi o to, że dzięki temu wiemy kim jesteśmy. Gdzie mamy początek i koniec, poziom i pion. Dragi te granice zacierają. Uzależnienie jest sprytniejsze od wszystkiego. Jest najlepszym negocjatorem świata – potyczkę na argumenty wygrywa zawsze. ZAWSZE.

Będąc na bani nie wyrażałem prawdy. Jak tego nie robiłem to musiałem sobie ją tworzyć. Bo życie nie zna próżni. Jak nie żyjemy autentyczna prawdą, to sobie ją generujemy wyobraźnią, nakręcamy sami sobie uczucia. Jak zaczynamy trzeźwieć i się wyrażać to już nie ma energii na kręcenie filmów. Życie jest bogate i piękne jak zaczynamy się zbliżać do prawdy o sobie i o świecie. Nie mamy realności jak nie stoimy na ziemi. Musimy sobie ją wymyślać. Rzeczywistość wirtualna, sztuczna duma. Jak się wymiksuje my z autentycznej przygody życiowej to zaczynamy tworzyć dziwne historie i robić się w wała. Tak działa mechanizm uzależnienia. Tak generujemy lęki i cierpienie, które potem zalewamy wódą i jointami. Koło się zamyka.

Podsumowując – jaranie, twarde dragi i alkohol zrobiło ze mnie życiowego nieudacznika. Doszedłem do ściany tracąc po drodze wszystko co miałem – godność, wymarzoną pracę, związki, hajs, swoje pasje – wszystko. Wychodzę dziś z Ośrodka, wracam do rodziców, czyli moich najlepszych przyjaciół. Chcę ich szanować i zacząć budować wszystko na nowo. Zrobić wszystko aby dołączyć do trzeźwej elity i wygrać życie. Delektować się prawdą i degustować rzeczywistość taką jaka jest. A jest zajebista !!!

List pożegnalny do alkoholu

Stojąc nad Twoją  mogiłą alkoholu w ostatnich słowach chcę Ciebie pożegnać więcej się już razem nie spotkamy, nie będziesz mi towarzyszył w następnych kolejach mojego życia to już nieodwracalny koniec. Muszę ci jednak powiedzieć, że przez te wszystkie lata  jakie spędziliśmy razem byłeś mi przyjacielem, powiernikiem i pocieszycielem. Dotrzymywałeś mi kroku prawie każdym miejscu w czasie smutki i radości, w rozpaczy i euforii. Na rybach, plaży, w namiocie, działce jak również w domu, na grzybach w lesie i tam gdzie pragnąłem, chciałem abyś był ze mną przy moim boku. W tym związku byłem pewny, że jesteś moim przyjacielem, ale to była iluzja ty bezwzględnie i bezlitośnie wykorzystałeś moje słabości, moje zaufanie i naiwność, byłeś perfidny i bezwzględny dla mnie i mojej rodziny, mojego organizmu. Wylądowałem w szpitalu ciebie tam już nie było, nie potrzebowałeś mnie chorego, wówczas przejrzałem na oczy i ujrzałem całego Ciebie alkoholu w całej twojej obłudnej krasie. Podnosząc się ze szpitalnego łóżka podjąłem decyzję, że z nami koniec, nie wiedziałem jak to zrobić, ale z pomocą przyszli inni Ci, którzy już z tobą się rozstali się na zawsze, to oni pokazali mi ścieżkę biegnąca pomiędzy alkoholowymi chaszczami, jest ona długa, kreta i wyboista  ma wiele dziur, w które mogę wpaść ale jak będę kroczył to ze ścieżki przekształci się w drogę do trzeźwości. Tą drogą idę jeszcze powoli, mam obok siebie kochającą rodzinę i przyjaciół prawdziwych, a nie jak ty alkoholu fałszywych oni mnie podtrzymają w momentach potknięcia i zwątpienia. Wiem, że wybrałem dobry kierunek i nie zamierzam z niego zejść.

Jeszcze w ostatnich słowach pożegnania dwa zdanie alkoholu do ciebie od mojej żony – cieszę się , że odszedłeś na zawsze z naszego domu i życia nie byłeś męża mojego przyjacielem ja nim byłam, jestem i będę – ŻEGNAJ.

Stojąc nad twoją mogiłą bez żalu, a zarazem z nieukrywaną radością  w ostatnim słowie mówię żegnaj alkoholu i spoczywaj  w spokoju  i w samotności na sklepowej półce.

Dla wszystkich przebywających w Ośrodku napisane  ponad dwa i pół roku w Ośrodku na Zakamyczu Pozdrawiam Stanisław z Białegostoku

Tam gdzie pomagają Anioły...

Wacek przyjął mnie pod swoje skrzydła 05 lutego 2016 r.
Przyjął dzięki wielkim staraniom Siostry i mojego już teraz Śp. Taty.
W strasznym stanie – po wielomiesięcznym ciągu.
Dał mi szansę chociaż ja wtedy jej nie chciałem.
Byłem po zamkniętej terapii w Kobierzynie ale i po 3 detoksach szpitalnych.
Po nieudanej przymusowej terapii dziennej.
Nie widziałem ją ani moja żona szansy.
Ta miała być ostatnia.
Miałem papiery rozwodowe w ręce i zapowiedź braku powrotu do domu bez zmiany siebie…
Chciałem pić i tylko to się liczyło.
Traciłem dzieci – traciłem rodzinę.

Pierwsze dni trzeźwiałem w izolatce chociaż w drugim Benek zabrał mnie na zajęcia.
Nic nie docierało bo nie mogło do tego zapitego łba.
Ale po jakimś czasie zacząłem trybić.
Nie wszystko ale słuchałem.
Bardziej przemawiały do mnie nocne gadki w kuchni ze wspaniałymi ” współosadzonymi “.
Przemawiały do mnie słowa gospodyni Agaty – że można.
Dostałem pierwsze zadanie i postanowiłem – co mi szkodzi.
Zawsze będę mógł wyjść i robić swoje.
Znaczy pić…
Ale zaczęło mi się to podobać.
Kurczę jak podobało mi się że Marysia mówi ” jestem zakochana w trzeźwości “.
Jak Benek opowiadał o swojej rodzinie i wielu świetnych latach…
Zbyszek – który choć surowy w ocenie – z sercem na dłoni do każdego z nas mówił…
Przykładałem się do pisania kroków – siedziałem długo w nocy bo jak piłem na całego więc i to chciałem zrobić porządnie.
Podobało się to co pisałem a mnie podobała się trzeźwość.
Lubiłem chodzić do drugiego domu na mitingi a później zajadać smażoną kiełbasę…
Uwielbiałem słuchać Benka.
Poranne medytacje i wdzięczności.
Czas płynął – żona odwiedziła mnie tylko raz – dając czas ale jeszcze nie dając nadziei.
Zżyłem się z tymi ludźmi bardzo.
Niektóre przyjaźnie trwają do dziś ( Radek i Elunia ) .
Skończyłem trzeci krok – siostra przesłała list , który czytałem przed wszystkimi.
Były łzy – wzruszenia i ulgi chyba.
Wyszedłem wyposażony w narzędzia do fajnego życia.
Z wiedzą i wiara we mnie moich przyjaciół ( tak – mogę Ich tak nazywać ).
Była to najlepsza decyzja ( chociaż nie do końca moja ) w moim życiu.
Mija właśnie 5 lat.
Liczę że będzie rocznica ( czwartej nie było bo pandemia ).
Żyję jak gość.
Nie finansowo ale jestem trzeźwy.
Mając trzeźwość mam rodzinę czyli mam wszystko.
Niosę posłanie gdzie mogę ( byłem administratorem grupy na FB ) pomagam w przytulisku dla bezdomnych mężczyzn.
Chodzę przynajmniej raz w tygodniu na miting ( zdarza się jak potrzebuję że i 3 ).
Mam kontakt z innymi alkoholikami – w moim Drugim Domu ( bo tak zawsze będę nazywał Zakamycze ) bywam przynajmniej raz na miesiąc.
Brakuje mi Ich jak za długo Ich nie widzę.
Chociaż uratowali mi życie i zawsze będą moimi mentorami – teraz traktuję Ich jak rodzinę.
Cud się stał – 12 lat picia poszło w zapomnienie ( chociaż nigdy nie zapomnę kim jestem ) – Anioły pomogły – ja włożyłem trochę pracy i jest jak jest…
Jest fajne…

Grzesiek, telefon: 608 447 065

Warto nie pić

Cóż ja osobiście byłem nastawiony sceptycznie do terapii. A już gdy usłyszałem jakimi “metodami leczą” na Zakamyczu po prostu zdębiałem. Pomyślałem sekta jak nic, nawiedzeni i tyle. Trwało to kilka dni.

Po ok.10 dniach nastąpił przełom. Miałem chyba jakiś kryzys psychiczny, żle sypiałem. Pewnej nocy gdy przebudziłem się ok.3 rano byłem nieżle wkurzony. Wtedy pomyślałem – co masz do stracenia? Kilkanaście minut medytacji oraz modlitwa cię gościu nie zbawi. No i tak zrobiłem. Tradycyjna modlitwa plus moje “rozmowy z Bogiem” mnie uspokoiły. Dziwnie się poczułem. No ale jeśli coś działa to trzeba kontynuować. I tak zacząłem wierzyć w coś co się mną opiekuje. Czy to Bóg? Cholera …zapewne Siła Wyższa. Nie ukrywam, że byłem ateistą. Fizyka, mechanika, matematyka. Ale wiara w ducha sprawczego? Czy jak go nazwać? Siła Wyższa tak mnie nauczono. I ja to zaakceptowałem. Ja ateista i niedowiarek. Potem już poszło z górki. Nawet zdecydowałem się zostać tydzień dłużej… warto było.

Po powrocie co ciekawe nie zarzuciłem pisania wdzięczności, uczuć. Czytam 24 h razem z żona (totalna abstynentka!). Czytam inną ciekawą literaturę. Nawet obejrzałem ponownie z żoną wszystkie filmy, które widziałem na zajęciach na Zakamyczu. I tak sobie żyję i nie piję, codziennie ciesząc się z następnych 24 godzin w trzeźwości.

Pozdrawiam z Rybnika.

Robert II, telefon: 509473078

DODAJ SWOJĄ HISTORIĘ

Tu możesz napisać swoje opinie odnośnie terapii w Ośrodku „TU i TERAZ” lub podzielić się swoją historią. Jeśli chcesz to możesz dołączyć telefon – dla kogoś z osób cierpiących rozmowa z Tobą będzie kołem ratunkowym…

ADRES

Prywatny Ośrodek Uzależnień
Terapie „TU i TERAZ”

ul. Zakamycze 37A
30-240 Kraków

GODZINY OTWARCIA

Kontakt telefoniczny 24/7
Zadzwoń do nas, a jeśli numer
będzie zajęty, oddzwonimy.